Czy misja pokojowa w Ukrainie jest możliwa?

W mediach trwa debata na temat możliwości wprowadzenia misji pokojowej NATO na teren Ukrainy. Temat poruszył Jarosław Kaczyński po swojej wizycie w Kijowie. Wyjaśnię dziś, dlaczego wprowadzenie misji pokojowej jest obecnie niemożliwe. 

Po pierwsze, o misjach pokojowych decyduje Rada Bezpieczeństwa ONZ, a w niej prawo weta ma Rosja. Rosja nie zgodzi się na misję natowską, a zapewne w ramach kontrpropozycji zgłosi inicjatywę misji OUBZ (to oddziały pod kontrolą Rosji, które niedawno temu pacyfikowały Kazachstan). Jest to więc prowokowanie Rosji do większych zniszczeń.

Po drugie, komentatorzy nie rozumieją terminologii ONZ, która polega na rozróżnieniu peace-enforcing i peace-keeping, wedle Agendy dla Pokoju i tzw. Doktryny capstone. Misje peace-enforcing to "wymuszanie pokoju", czyli wejście ciężkiego sprzętu na teren konfliktu i rozdzielenie stron. O takim typie misji mówił zapewne J. Kaczyński twierdząc, że "misja taka musi być zdolna się obronić". Taka misja zostanie zawetowana w ONZ i nie poprze jej żadne mocarstwo. Drugi typ misji - peace-keeping - to "tworzenie pokoju", czyli wprowadzenie operacji pokojowej dopiero PO ZAKOŃCZENIU konfliktu. Taka misja jest bez ciężkiego sprzętu i wspomaga odbudowę kraju po wojnie (ochrona społeczności, budowanie komunikacji, doprowadzanie żywności, chronienie zasobów przed grabieżą, odstraszanie dywersji). O takiej misji mówili Duńczycy i dziś Estończycy (zob. tutaj), zaznaczając, że są gotowi pomóc "po wojnie". Pracowałem w katedrze Europy północnej przez 7 lat i zajmowałem się problemami peace research. Skandynawowie i Bałtowie to praktyczni ludzie, a przy tym jedni z liderów procesów pokojowych na całym świecie - wiedzą, o czym mówią.

Po trzecie, samowolne wprowadzenie jakiejkolwiek nieuznawanej przez ONZ misji doprowadzi do eskalacji konfliktu i przedłużenia wojny, o czym jasno powiedzieli również Amerykanie. Zwiększy się bowiem skala prowokacji. Rosja z kolei przyznała (S. Ławrow), że Polska pewnie "chciałaby wejść" na zachodnie tereny Ukrainy, co jedynie podgrzewa atmosferę konfliktu, również wewnątrz Polski. Ławrow wrócił też do starszego tematu pt. "nam nie chodzi o Ukrainę, ale o zatrzymanie NATO".

Po czwarte, nie mam wątpliwości, że należy wystrzegać się promowania niezobowiązujących pomysłów "bojowej misji pokojowej", bo nie rozwiązują one żadnych problemów obecnej wojny, a jedynie tworzą nowe: burzę w mediach i moralną panikę wśród osób nie znających się na prawie międzynarodowym. Przypomina to pomysł Lecha Kaczyńskiego, aby stworzyć 100 tys. armię UE. Czy to było możliwe? Oczywiście, że nie, bo Traktat Lizboński tego zabrania, o czym prezydent Kaczyński jako prawnik doskonale wiedział. Zakładam, że J. Kaczyński również doskonale wie, że jego idee mają oddźwięk głównie medialny. Tymczasem rosyjska armia uzna to za prowokację do dalszych działań, a rosyjskie służby jako okazję do skłócania sojuszników wokół problemu "machania szabelką". Kluczowym elementem rosyjskiej propagandy jest pokazywanie bezradności, słabości i skłócenia państw "zgniłego" Zachodu. Nie należy im tego ułatwiać.

Dla zatrzymania inwazji potrzebne są również polskie sankcje gospodarcze na Rosję. Niestety, nie wprowadziliśmy ich w dostatecznym stopniu i inne państwa doskonale to wiedzą, więc nie traktują naszych inicjatyw poważnie. Od lat sprowadzamy surowce energetyczne z Rosji i nie dążymy do wykorzystania alternatywnych źródeł energii (energia atomowa, wydobycie gazu łupkowego, OZE; Rosja by na tym straciła i nie tylko Rosja). Problem dywersyfikacji źródeł energii należy rozwiązać w pierwszej kolejności. I nie myśleć w perspektywie roku, ale co najmniej dekady. Niestety, to dla polskich elit będzie trudne. Czasem mam wrażenie, że także polskie media zdecydowanie wolą dyskutować coś, co nie będzie realizowane, zamiast tego, co potrzebne. 

Czy jest możliwa misja pokojowa, która nie będzie zawetowana i przyczyni się do odbudowy Ukrainy? Myślę, że tak. Ale musiałaby to być misja UE w wyniku rezolucji ONZ lub dwustronnej umowy z Ukrainą. Unia przeprowadziła około 35 operacji szkoleniowych i pokojowych w kilkudziesięciu krajach, posiada kilkanaście (nigdy nie użytych) grup bojowych i nie jest postrzegana przez Rosję jako zagrożenie. UE to praktycznie te same kraje co NATO, ale unijne zdolności finansowania odbudowy Ukrainy są ogromne. Unia jest de facto sojuszem gospodarczym, który ma znaczne możliwości ekspansji. Warto wspomnieć, że istnieją też możliwości powołania zmilitaryzowanej agencji unijnej "organizującej współpracę" z Ukrainą (np. w stylu FRONTEX). Wejście instytucji i zasobów UE na teren Ukrainy będzie oznaczało koniec rosyjskich wpływów w kluczowych dziedzinach funkcjonowania tego państwa. Potrzeba do tego jednak pokoju. Wojna wywołana w lutym przez Rosję zakończy się prawie na pewno długotrwałą utratą wpływu Moskwy na gospodarkę, rozwój, kulturę i politykę Ukrainy. W miejsce to wejdą państwa zachodnie (w tym Polska) ze swoimi normami, technologiami, pieniędzmi, inwestycjami itp. Byłaby to historyczna zmiana w całej Europie Wschodniej.  

Komentarze