Dydaktyka studiów międzynarodowych? A po co?

Czy ktoś z Państwa spotkał się kiedyś z czymś takim jak sztuka uczenia innych? Mam na myśli dydaktykę. Czy ktoś pytał na/po studiach o to, jak uczyć, czego i jaki ma być tego efekt? Czy ktoś notuje dobre praktyki w uczeniu? Czy praktycy w ogóle rozmawiają o przekazie wiedzy, który tworzy w umysłach młodych ludzi nowe wzory myślenia? Po kilku latach praktyki zawodowej w obszarze nauk społecznych i ekonomicznych odpowiem ze swojej strony: NIE... 

... Nie ma takich dyskusji ani na konferencjach naukowych, ani na wykładach, ani warsztatach, tudzież seminariach metodologicznych. W rzeczywistości każdy ma jakąś swoją domorosłą "metodę uczenia" i "zaliczenia" studentów, na ogół zależną od karty przedmiotu, pospołu z własną strategią prób i błędów. Jeśli przyjrzymy się literaturze naukowej - problemy dydaktyki w obszarze stosunków międzynarodowych, prawa międzynarodowego, dyplomacji, studiów europejskich - są również rzadkością w międzynarodowym dyskursie naukowym. A w Polsce niemal nieobecne.

Pracuję obecnie nad artykułem porządkującym wiedzę na powyższy temat. Można by go nieformalnie nazwać "pedagogiką" studiów międzynarodowych. Natrafiłem jakiś czas temu na czasopismo International Studies Perspectives, w którym dydaktycy i naukowcy od kilkunastu lat dzielą się doświadczeniami z pracą ze studentami nauk społecznych, omawiają sposoby prezentacji wyników badań, opisują jak inscenizują różne wydarzenia i projekty, aby wiedza zdobywana na zajęciach była możliwie praktyczna i wartościowa. Ponadto, przedstawiają różne interdyscyplinarne perspektywy teoretyczne, które ułatwiają zdobywanie wiedzy i rozwijanie potencjału ludzi np. wiązanie studiów międzynarodowych z psychoterapią Gestalt, neuroekonomią, socjobiologia, kognitywistyką i in. Pisanie o takich sprawach wymaga zarówno dogłębnej znajomości rzeczy, jak i pomysłowości. 

Wiemy, że najefektywniej zdobywamy wiedzę w celu przekazania jej dalej. Zawsze najpierw musimy nauczyć się sami (metody pracy własnej), a potem nauczyć kogoś (metody pracy z innymi) i dalej wyszkolić (uczenie innych metodyki i wykorzystania wiedzy). Jak wykazały badania zespołu prof. Krauz-Mozer z 2011-2012 (badania na studentach) i 2014-2015 roku (badania wykładowców, sic!) - studenci nauk politycznych w Polsce masowo narzekają na przedmioty teoretyczne i metodologiczne. Dlaczego? Zajęcia polegają bowiem zwykle na wkuwaniu i recytowaniu tekstów różnego rodzaju "klasyków". Kryzys potęguje bardzo zły stan owej teorii i metodologii w Polsce, o czym pisałem już w innym miejscu. W ramach ćwiczenia myślenia fundujemy ludziom... zabijanie myślenia. W ten sposób kursy, które uczą myślenia o przedmiocie (i warsztatu zawodowego!) stają się... przedmiotem myślenia same w sobie.  Tracą na tym wszyscy, a najbardziej bezbronni intelektualnie absolwenci...

Interesujące na łamach International Studies Perspectives (dział "Pedagogy in International Studies") są przypadki stosowania różnych teorii naukowych i metod dydaktycznych i ich recepcja w środowisku studenckim. Praca z pamiętnikami, wspomnieniami, dokumentami dyplomatycznymi, statystykami, danymi, mediami, diagnozami, raportami, bazami danych, programami negocjacyjnymi, scenariuszami; nauka myślenia strategicznego, planowania scenariuszy, negocjowania, analizowania, postrzegania, teoretyzowania, wnioskowania i syntetyzowania - to tylko niektóre wątki, które powtarzają się w pracy dydaktycznej w obszarze studiów międzynarodowych. Debata na ten temat w Polsce cokolwiek spóźniona (boom na nauki społeczne już minął, tak jak i wyż demograficzny), ale powinna się rozpocząć.

Zaznaczę tu tylko wątki odróżniające styl pracy anglosaski, od polskiego. Po pierwsze - dużo większa selekcja studentów (najlepsi!), po drugie - osobne etaty typowo dydaktyczne obok naukowych (poświęcone tylko dydaktyce - najlepsi uczą najlepszych), po trzecie - dominacja na najlepszych uniwersytetach seminaryjnego i tutorskiego stylu pracy, opartego na esejach (a więc duży wymiar pracy własnej studentów) i kontakcie jeden-na-jeden/dwa. Czy da się to zastosować w polskich warunkach? To już pytanie na inny temat. Ale do niego wrócimy.

W tym roku ukaże się mój artykuł przeglądowy w powyższej sprawie. 

Komentarze

  1. Jedną z szokujących opinii, jakie przeczytałem, dodatkowo uzasadnianą faktycznymi realiami polskiego szkolnictwa wyższego jest przekonanie autorów, że celem nauczyciela nie jest uczenie studentów, ale skoncentrowanie się na badaniach. Nie neguję konieczności badań, ponieważ sam jestem bardzo zajęty w trzech obszarach (bezpieczeństwo i strategia, metodologia historii, historia Polski po 1945 r., historiografia PRL), co powoduje, że dużo czasu poświęcam na badanie źródeł. Jednak stwierdzenie, że dydaktyka ze studentami jest bodaj ideowym zajęciem, niestety razi, chociaż sam podręcznik jest ciekawie napisany. Zob.: U. Schrade (red.), Dydaktyka szkoły wyższej. Wybrane problemy, Warszawa 2010.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz