Po Kongresie Politologii
W dniach 19-21 września odbył się w Poznaniu II Ogólnopolski Kongres Politologii. Wzięło w nim udział ponad 1000 badaczy, wielu dziennikarzy, urzędników i specjalistów z branży wydawniczej. Obrady to przeszło 100 paneli, prowadzonych niekiedy w liczbie kilkunastu na raz - w budynkach najnowszego w kraju kampusu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Obsługa całego wydarzenia zrobiła na wielu ogromne wrażenie. Rozlokować tysiąc gości, udostępnić tysiące bezbłędnych materiałów konferencyjnych, zapewnić obsługę medialną i aprowizację wydarzenia... tak, to z pewnością największe wydarzenie polskich nauk politycznych zorganizowane w XXI wieku. Co z tą politologią?... - odpowiem subiektywnie...
Pierwszy dzień kongresu to wielkie otwarcie, kilkusetosobowa sesja plenarna m.in. nt. teorii oraz komercjalizacji nauk politycznych, przyznanie nagród za najlepsze książki i doktoraty, wieczorem zaś koncert i bankietowa kolacja. Dzień drugi to sesje w panelach, trzeci to również sesje oraz zakończenie w postaci finałowej sesji plenarnej. W trakcie obrad, posiłków oraz wieczorami... kuluary, rozmowy, negocjacje. Kilkanaście księgarń i setka świetnie przygotowanych, ofiarnych wolontariuszy. Wszystko bardzo żywiołowe i pokazujące rozmach polskiego środowiska nauk politycznych. Dziesiątki tematów poświęconych integracji europejskiej, metodologii, Azji, marketingowi politycznemu, studiom regionalnym, analizom wyborczym, przywództwu... Naprawdę tak pomyślałem: rozmach. Poznań gościnny piękną pogodą i smacznym piwem. Ale... czy czegoś nie zabrakło? Owszem, tylko czego...
1. W debacie publicznej pojawia się wiele pasjonujących tematów. Niektóre pełne są pozytywnych historii, inne straszą negatywnymi bohaterami. Przez ostatni rok miałem wrażenie, że politologia obrywa wszędzie. Obrywa w mediach, obrywa od polityków, obrywa od studentów, obrywających z kolei od rynku. Donoszono o rozmaitych rzekomo niepraktycznych dyscyplinach, od politologii począwszy, pokazywano przykłady, że to wszystko nie ma już sensu. Smutne jest, że na kongresie nie usłyszałem o tym ani słowa. Być może mi się wydawało...
2. Zastanawiam się często w pracy jak zrobić, aby było bardziej praktycznie, bardziej interaktywnie, głębiej, śmielej. Szukamy międzynarodowych rozwiązań rozmaitych problemów społecznych i nowych nisz na rynku pracy, wiemy, że nasi studenci będą ich kiedyś szukać, działając: w organizacjach pozarządowych, w polityce, w administracji, w biznesie... O tym też nie usłyszałem na obradach ani słowa. Widocznie się przesłyszałem... I zapewne przywidziało mi się, że żaden z zaproszonych na kongres polityków nie przyjechał.
3. Kto jest politologiem? Bardzo ciekawa debata na panelu metodologicznym. Najlepsza jaką w życiu słyszałem. Pisać o turystyce czy gminach na politologii czy nie? O czym pisać? Jak? Jakich teorii używać? Jakie są statystyki? Zajmujące. Nie ma nic praktyczniejszego od dobrej teorii, zmieniającej nasze myślenie i działanie... Powracamy jednak do pytania: kto jest politologiem? Osobnik ze stopniem doktorskim lub wyższym? Na to wygląda, przynajmniej z kolejnych wypowiedzi. A moi koledzy, pracujący w rządzie, firmach, NGO, jako dziennikarze, doradcy, urzędnicy czy eksperci? Nie, oni już nie są politologami. Są dziennikarzami, doradcami, urzędnikami, ekspertami... prawda? Po co tu jakaś formacja intelektualna? Po co takiemu teoria?
4. Słyszymy często, że politycy powinni słuchać ekspertów, w domyśle - ekonomistów i politologów. Jakkolwiek modną mamy ekonomię opartą na wiedzy, to politykę posiadamy opartą na... właśnie... na czym? Na ignorancji? Co zrobić? Kolejne głosy z sali: politycy nas nie słuchają, założymy think-tanki, będziemy niezależni, muszą nas słuchać! W następnym panelu na salę wchodzą biznesmeni. Krótko i rzeczowo przedstawiają w ciszy realia rynku pracy. Siedzę zasłuchany. Nikt im nie odpowiada. Po chwili dyskusja skręca znowu w stronę retorycznej humanistyki, pełnej cytatów z pisarzy XIX wieku. Biznesmeni są zafrasowani, jeden wychodzi z sali, drugi siedzi z bezradnym uśmiechem. Coś jest nie tak? Ależ wszystko w porządku, politologia realizuje przecież wyższe cele niż biznes... wprawdzie nie daje tyle pracy co biznes, ale z pewnością jakimś sposobem wie od niego lepiej jak to się robi.
5. Innowacje. Społeczeństwo aktywne obywatelsko. Zrównoważony rozwój. Energia i bezpieczeństwo ekonomiczne. Internet. Nowoczesność. Wielkie tematy przyszłości, wpływające na władzę, kreujące politykę i zachowanie zbiorowości w sposób niemal niezauważalny, ale istotowy! Pojedyncze panele. No cóż, niszowe tematy... poszukajmy tematów bliższych życiu codziennemu... polityka gospodarcza, finanse publiczne, zarządzanie zmianami społecznymi, komunikacja polityczna... nadal niewiele. Bo polityka publiczna (budżetowa, zagraniczna, rolna, ekologiczna, mieszkaniowa, rozwoju regionalnego i in.) jak ktoś mi uprzejmie wyjaśnił na którymś z paneli, to nie jest temat politologii... Ok, być może nie jest. Ponoć cała humanistyka to tylko przypisy do Platona i Arystotelesa... wystarczy?
--------------------------------------------
Ironicznych uwag mógłbym wygłosić tu jeszcze kilka, ale zamiast tego zaproponuję coś innego. Rozmawiajmy. Piszmy, czytajmy, zdobywajmy informacje, uczmy się od najlepszych, kształtujmy rzeczywistość, bądźmy liderami, bądźmy odpowiedzialni i sumienni. Chcesz zmiany, bądź zmianą... Skoro nie wszystko wszystkim wychodzi, zajmijmy się przynajmniej tym, aby zadbać o swój rozwój. I nie jest to postulat polityczny, ale wciąż politologiczny. Mamy wszak dwie tradycje: Arystoteles uczący polityki jako działalności na rzecz dobra wspólnego, Makiawel piszący o doradztwie na rzecz sukcesu w polityce. Którędy zmierzamy? Jakaś trzecia droga? Czy wymienione powyżej problemy debaty politologicznej potrzebują namysłu? Jak najbardziej...
(Nie czekajmy...) Do następnego Kongresu!